poniedziałek, 14 września 2015

Dlaczego granice powinny być otwarte (II)



W poprzedniej części pisałem o przepaści między fejsbukowo-polityczno-publicystyczną a filozoficzną debatą o imigracji. Wydaje mi się, że ta pierwsza w całości opiera się na milczącym założeniu, że jako obywatele mamy prawo decydować, kogo wpuścić i na jakich warunkach. W tej drugiej etyczne uzasadnienie prawa do ograniczania imigracji jest czymś mocno dyskusyjnym.
Joseph Carens stara się pokazać, że takiego uzasadnienia nie można znaleźć w żadnej z głównych teorii we współczesnej filozofii polityki – ani w libertarianizmie, ani liberalizmie Rawlsa, ani w utylitaryzmie, ani w komunitaryzmie. Poniżej krótkie podsumowanie jego artykułu.


libertarianizm Nozicka

Nozick twierdzi, że wszystkie prawa moralne są prawami własności. Każdy jest posiadaczem własnej osoby – czyli swojego ciała, umiejętności, pracy itd., a także tego, co nabył w sposób sprawiedliwy, czyli albo poprzez pierwotne przywłaszczenie, albo poprzez dobrowolny transfer, albo poprzez zadośćuczynienie za niesprawiedliwe przywłaszczenie. Wynika z tego, pisze Carens, że ludzie mogą się swobodnie przemieszczać, jeśli tylko nie naruszają niczyjej własności – nie kradną, nie wchodzą na posesję bez pozwolenia itd. Jeśli ktoś ma ochotę np. zatrudnić osobę z zewnątrz, państwo nie ma prawa, by to w jakikolwiek sposób utrudniać – byłoby to naruszeniem wolności obu stron.
Poza teorią Nozicka jest oczywiście kilka innych wersji libertarianizmu, ale jakiej wersji byśmy nie wzięli, pogodzenie zasady samoposiadania z prawem państwa do zamykania granic wydaje się beznadziejnym zadaniem.


liberalizm Rawlsa

Problem z Rawlsem polega na tym, że on sam w Teorii sprawiedliwości nie mówi nic na temat relacji międzynarodowych. Interesują go sprawiedliwe relacje wewnątrz społeczeństwa, ale już nie sprawiedliwe relacje między społeczeństwami. Carens uważa jednak, że można teorię Rawlsa dość łatwo rozszerzyć tak, by te drugie relacje obejmowała.
Według Rawlsa sprawiedliwość jest umową, którą zawarłyby ze sobą racjonalne jednostki znajdujące się za tzw. zasłoną ignorancji – czyli nie wiedzące o swoich talentach, umiejętnościach, inteligencji, preferencjach, wieku, płci, rasie, pozycji społecznej itp. Rawls uważa, że taka umowa będzie oparta na dwóch ogólnych zasady sprawiedliwości: zasadzie wolności (każdemu należy się tyle podstawowej wolności, ile jest do pogodzenia z podobną wolnością innych) i zasadzie różnicy (nierówności są uprawnione tylko wtedy, kiedy przynoszą korzyść tym w najgorszym położeniu).
Carens twierdzi, że żeby uzyskać wersję teorii obejmującą stosunki międzynarodowe, wystarczy za zasłoną ignorancji schować jeszcze wiedzę o miejscu urodzenia i o tym, jakiego kraju jest się obywatelem. A wtedy okaże się, że racjonalne jednostki za zasłoną ignorancji nigdy nie przyjęłyby obecnych zasad nabywania obywatelstwa – tak jak nie przyjęłyby instytucjonalnych przywilejów związanych z byciem mężczyzną albo byciem białym. Urodzenie się w określonym miejscu albo z określonych rodziców jest moralnie nieistotne tak samo jak płeć czy rasa i nie może być podstawą do lepszego traktowania kogokolwiek. Odmawianie innym obywatelstwa lub utrudnianie jego zdobycia tylko dlatego, że urodzili się nie tam gdzie trzeba, albo mieli rodziców nie takich jak trzeba, jest dyskryminacją taką samą jak np. odmawianie kobietom prawa do studiowania na uniwersytecie. Sprawiedliwe społeczeństwo powinno przyznawać obywatelstwo każdemu, kto o to poprosi.
Czy wynika z tego, że w realnym świecie powinniśmy natychmiast otworzyć wszystkie granice? Niekoniecznie. Rawls używa rozróżnienia na tzw. teorię idealną i teorię nieidealną – ta druga ma brać pod uwagę m. in. historyczne zaszłości uniemożliwiające natychmiastową realizację ideału sprawiedliwości i wskazać, jak go ostatecznie osiągnąć. W przypadku imigracji teoria nieidealna weźmie więc pod uwagę, że mamy obecnie olbrzymią przepaść między krajami bezpiecznymi i bogatymi a niebezpiecznymi i biednymi. Jeśli migracja z tych drugich do pierwszych mogłaby prowadzić do destabilizacji i upadku systemu sprawiedliwości gwarantującego wolność obywateli (np. ze względu na różnice kulturowe albo zwyczajnie ze względu na zbyt gwałtowny napływ), to będzie to powód, by migrację ograniczyć. Innym powodem może być pogorszenie się sytuacji osób, które zostają w biednych krajach, podczas gdy inni z nich emigrują (zasada różnicy obowiązuje też w nieidealnej teorii). Carens uważa jednak, że w realnym świecie byłoby to średnio prawdopodobne. A nawet jeśli imigrację trzeba by przez jakiś czas ograniczać, to bardzo możliwe, że musiałoby to iść w parze z odszkodowaniami, które ograniczające i bogate kraje musiałyby płacić krajom pozostałym.


utylitaryzm

Według utylitarystów system społeczny powinien być tak urządzony, by maksymalizował sumę szczęścia, albo przyjemności, albo zaspokojonych preferencji, albo zaspokojonych preferencji opartych na prawdziwych przekonaniach, albo jeszcze innego dobra. Trzeba tylko pamiętać o tym, że chodzi o sumę tego dobra w świecie, a nie, jak niektórym się wydaje, sumę w danym kraju – ta druga opcja byłaby sprzeczna z podstawową zasadą utylitaryzmu mówiącą, że dobro każdego liczy się tak samo. Niezależnie od wersji utylitaryzmu, twierdzi Carens, największą sumę dobra dadzą nam otwarte, ewentualnie prawie otwarte granice – nawet jeśli przyjmiemy bardziej surową wersję teorii, w której muszą się liczyć preferencje rasistów oparte na absurdalnych przekonaniach o imigrantach.

Wygląda więc na to, że z punktu widzenia trzech głównych teorii w filozofii politycznej praktycznie wszystkie popularne uzasadnienia ograniczeń imigracji („my się tu urodziliśmy, więc mamy więcej do powiedzenia”, „mamy swoje problemy”, „sami są sobie winni”, „zabiorą nam pracę”, „nie opłaca nam się”, „poziom bezpieczeństwa się obniży”, „musimy bronić naszej kultury”, „wszyscy tak robią”, „inni przyjmują jeszcze mniej”) są bezwartościowe lub w najlepszym razie bardzo słabe. Tym bardziej słabe, kiedy weźmie się pod uwagę, że według tych teorii granice niekoniecznie należy otworzyć natychmiast. Nawet jeśli teraz się nie da, to powinno się dążyć do tego, by zrobiono to tak szybko, jak to możliwe.


komunitaryzm Walzera

Ostatnią deską filozoficznego ratunku dla kogoś chcącego uzasadnić zamknięte granice wydaje się być komunitaryzm. Carens zajmuje się tu konkretnie teorią Michaela Walzera, czyli chyba najbardziej znanego przedstawiciela tego nurtu. Według Walzera wspólnoty (w tym państwa) mają prawo do decydowania o sobie i prawo to nie jest pochodną praw jednostek, które tworzą tę wspólnotę. Z tego wynika prawo do decydowania o tym, kto zostanie do kraju wpuszczony.
Carens ma przeciwko różnym elementom tej teorii kilka argumentów, z których najciekawszy wydaje mi się ten mówiący, że Walzer wpada w pewnego rodzaju paradoks: przeciwstawia on tradycję i kulturę wspólnoty liberalizmowi i twierdzi, że to pierwsze powinno liczyć się bardziej niż to drugie. Nie zauważa jednak, że jego własna kultura jest liberalna. A w szeroko rozumianej liberalnej kulturze (czyli takiej, w której w ten czy inny sposób każdej jednostce – i tylko jednostce – przyznaje się taką samą wartość moralną, co stanowi punkt wyjścia do dalszego teoretyzowania) nie ma miejsca na zamykanie granic – co pokazuje analiza tradycji libertariańskiej, Rawlsowskiej i utylitarystycznej. Nawet jeśli jakieś państwa mają prawo do ograniczania imigracji, na pewno nie są to państwa Zachodu.

Oczywiście nie wszyscy biorący udział w tej debacie zgadzają się z Carensem. Ale już szybki rzut oka na jej stan pozwala się zorientować, że filozofowie piszący o etyce imigracji i politycy decydujący o losie imigrantów żyją na dwóch różnych planetach. To, co dla pierwszych jest często elementarną sprawiedliwością, dla drugich jest herezją nie do pomyślenia. I nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. Filozofowie będą sobie dalej pisać swoje artykuły i organizować konferencje, a o polityce imigracyjnej będą dalej decydować ciemne, rasistowskie buce.

sobota, 12 września 2015

Dlaczego granice powinny być otwarte (I)


J. Carens: Aliens and Citizens: The Case for Open Borders, The Review of Politics, Vol. 49, No. 2. (Spring, 1987), pp. 251-273.


Generalnie nigdy nie miałem złudzeń co do rasistowsko-ludobójczego potencjału w narodzie polskim – podobnie zresztą jak w każdym innym – ale nawet mnie trochę przeszły ciarki, kiedy sobie poczytałem reakcje na obecny kryzys imigracyjny. Setki wcale nie anonimowych wpisów wzywających do zatapiania, gazowania, rozstrzeliwania, palenia w piecach, zrzucania napalmu, zakopywania żywcem, siekania maczetą oraz nabijania na pal.
Nie mówię tylko o absolwentach Wyższej Szkoły Robienia Hałasu na fejsie – duża część głosów w mainstreamie wygląda zaskakująco podobnie, tyle że ich autorzy zazwyczaj (zazwyczaj, bo też nie zawsze) powstrzymują się od otwartego nawoływania do mordów. Publicysta gazety Polska The Times alarmuje, że nadciągają „dwa tysiące Arabów do rżnięcia naszych dziewczyn”. Publicysta Rzeczpospolitej zastanawia się, dokąd wysiedlić polskich Tatarów. Poseł postępowy nie chce, by jego kraj przyjmował „bydło z Afryki i Azji”. Poseł wolnościowy nie będzie wpuszczał muzułmanów, bo wie, że ci chcą „wysadzać nasze niemowlęta”. Żaden nawet nie udaje, że kiedykolwiek próbował konfrontować swoje fantazje na temat tych ludzi z rzeczywistością.
Katolicy nadciągają, by pożreć protestanckie dzieci i zniszczyć amerykańską cywilizację. Ilustracja Thomasa Nasta w Harper's Weekly, 1876.

Poza nurtem ciemniacko-rasistowskim zauważyłem też w debacie nurt pragmatyczno-merkantylny („[selekcja] Jest czymś zupełnie normalnym i od zawsze w migracji stosowanym - choćby pod względem wykształcenia, dostępności ofert pracy. Czy szukając opiekunek do dzieci, nie robimy selekcji?”). Do tego dochodzą głosy mówiące o solidarności, litości i miłosierdziu. Ale nawet najbardziej przychylne imigrantom opinie nigdy nie kwestionują sensu samych ograniczeń imigracji.
Na jakiej podstawie przyznaliśmy sobie prawo do decydowania, kogo nie wpuszczamy, a kogo wpuszczamy i na jakich warunkach? Takie pytanie w debacie publicznej jest w ogóle nie do pomyślenia – wszyscy, od prawa do lewa, po cichu wyznają dogmat prawa do zamykania granic i nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że można się zastanawiać nad jego etycznym uzasadnieniem (jeśli coś przeoczyłem, to będę wdzięczny za komentarz).
Tymczasem filozofowie zajmujący się etyką migracji często twierdzą, że takie uzasadnienie nie istnieje. Jednym z bardziej znanych jest Joseph Carens, który niedawno opublikował książkę The Ethics of Immigration. A dawno temu, w 1987, napisał klasyczny artykuł na ten temat zatytułowany Aliens and Citizens. Jego teza wygląda tak (moje tłumaczenie):

W eseju tym będę twierdził, że granice powinny być otwarte, a ludzie powinni mieć swobodę opuszczania swojego kraju i osiedlania się w innym. W nowym kraju powinny ich dotyczyć tylko te ograniczenia, które obowiązują pozostałych obywateli. Uważam, że mój argument będzie jeszcze silniejszy, kiedy zastosujemy go do migracji ludzi z Trzeciego Świata do Pierwszego Świata. Obywatelstwo w liberalnych demokracjach Zachodu jest współczesnym odpowiednikiem przywilejów feudalnych – odziedziczonym statusem, który w ogromnym stopniu podnosi szanse w życiu. I tak jak nabywane z urodzeniem przywileje feudalne, ciężko będzie ten status usprawiedliwić, kiedy się mu bliżej przyjrzymy.

Carens nie próbuje pokazać, że wynika to z jakiejś konkretnej teorii politycznej, którą on akurat przyjmuje. Twierdzi, że wynika to z wszystkich głównych teorii we współczesnej filozofii politycznej: z libertarianizmu Nozicka, liberalizmu Rawlsa i utylitaryzmu. A w mniej oczywisty sposób również z komunitaryzmu Walzera – wbrew temu, co się samemu Walzerowi wydaje.
Bardzo polecam cały tekst, ale jeśli się komuś nie chce, to podsumowanie będzie jakoś jutro.